Ewa Melerska: Jak zaczęła się wasza droga towarzyszenia dzieciom?
Agnieszka Kozłowska: Jakiś czas temu musiałam odejść z restauracji, w której pracowałam i byłam współwłaścicielem. Szukałam wtedy nowej przestrzeni dla siebie. Byłam w trudnym momencie mojego życia i postanowiłam, że chcę dobrze spożytkować czas, który mam. Tak trafiłam do Wędki jako wolontariuszka. Pokochałam to miejsce, dzieci, które tu przychodzą i Wędka stała się częścią mnie.
Wojciech Przybysz: Moja droga pracy z dziećmi rozpoczęła się, kiedy zacząłem się nawracać. Była to na pewno przestrzeń Boża. Od osób, które były blisko działań Bożych, słyszałem: „Wojtek, ty nie jesteś zerem, Bóg cię kocha takiego, jakim jesteś, my lubimy ciebie właśnie takiego”. To było coś nowego, ponieważ wszedłem w życie dorosłe z deficytami i tym, co słyszałem od taty w domu, że nie będzie ze mnie nic dobrego. Na mojej drodze Bóg postawił ludzi, którzy mówili mi zupełnie coś innego. Brałem udział w rekolekcjach, oddałem życie Panu Jezusowi i chciałem, żeby dalej to On nim kierował. Byłem bardzo wierny temu wyborowi, chociaż życie mi się posypało – straciłem mieszkanie, firmę, przyjaciół, żonę – trochę jak Hiob, ale w to miejsce Pan Bóg postawił ludzi, którzy są ze mną na ulicy, na podwórkach, w działaniu z dziećmi i którzy tworzą dziś ze mną Wędkę.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Czy Wędka to Boży plan?
W.P.: Wędka jest obrazem, którym Bóg nas namaścił. Może niewiele osób o tym wie, ale nasza sala gimnastyczna, w której się spotykamy, ma patrona. Tym miejscem zawiaduje Michał Archanioł. Były tutaj rekolekcje, byli ojcowie Enrique i Antonello z Przymierza Miłosierdzia. Jeden z nich ma charyzmat rozeznawania miejsca i stwierdzili, że w tym miejscu ma być centrum dla dzieci i młodzieży. Faktycznie od tego momentu młodzi do nas przychodzą. Jeden z naszych podopiecznych, zupełnie nie wiedząc o tym, że ta sala jest oddana temu walecznemu świętemu, przyszedł do mnie pewnego dnia z chęcią namalowania czegoś na ścianie. Namalował wtedy duży wizerunek Michała Archanioła. To nie mógł być przypadek, ponieważ ten chłopak o niczym nie wiedział. Bóg cały czas pokazuje, że to miejsce jest Mu przychylne, to On tutaj rozdaje karty, a ja staram się Mu nie przeszkadzać.
Jaka jest misja Wędki?
Reklama
W.P.: Aktualnie działamy w wielu miastach Polski, także na terenie naszej diecezji, np. w Toruniu, Lubawie, Brodnicy, Chełmży. Nie jako placówki, ale jesteśmy tam z naszym zamysłem bycia z młodymi. Tam, gdzie jesteśmy my, jest Wędka, i tam są nasi podopieczni. Widzimy to mocno, że gdzie się pojawiamy, wokół nas pojawiają się dzieci, bo one pragną usłyszeć, że są cudem do odkrycia, a nie błędem do naprawienia. Do naszej sali w Toruniu przychodzi kilkanaścioro młodych, ale nasze działania to głównie streetworking, czyli wychodzenie do miejsc, gdzie spędzają czas. W Palenicy, gdzie mamy swój drugi oddział, pojawiłem się raz, a mamy już sporą grupę młodzieży szkolnej chętnych i gotowych do działania. W czasie kolejnego spotkania usłyszą, jak wyjść na podwórko, do młodych, którzy nie przychodzą do szkoły, nie mają pasji, pogubili się.
Czyli młodzież chce nieść pomoc swoim rówieśnikom.
W.P.: Tak, możemy to śmiało powiedzieć. Jeżeli stworzymy młodzieży przestrzeń do bycia dobrymi, oni to czują i się angażują.
A.K.: Działamy metodą trzech kroków. Po pierwsze – wychodzenie do dzieci na podwórka czy do szkół, robienie animacji – nazwaliśmy go „ryba”. Drugi krok to „wędka” i to, co dzieje się dalej, czyli wszelkiego rodzaju warsztaty, żeby mogli zobaczyć, w czym czują się dobrze, pokazywanie ich sprawczości, że mają na coś wpływ. Prowadzimy też Treningi Umiejętności Społecznych tutaj na miejscu z dzieciakami, które do nas przychodzą. A trzeci krok to „rybak” – i to są młodzi liderzy, którzy wychodzą na zewnątrz i mówią innym, co robimy i w jaki sposób działamy, często realizując swoje własne projekty, co uczy ich odpowiedzialności.
Jak ważna jest rola pasji i zajęć twórczych w wychodzeniu z trudnych środowisk?
Reklama
W.P.: Od razu przychodzi mi do głowy przykład jednego chłopaka. Przyszedł do naszej starej siedziby, gdzie mieliśmy warsztaty z majsterkowania i robiliśmy półki do eksponowania biżuterii. Każde dziecko podpisało się na swoim dziele. Przyprowadzał potem swoich kolegów i nawet raz przyprowadził tatę po to, żeby pokazać, co zrobił. Rozpierała go duma. To bardzo zmienia. Jeśli damy ludziom przestrzeń działania, narzędzia, ale pozostajemy obok, służymy pomocą, to wykorzystują swoje zdolności, pomysły i widzą każdy mały sukces, czują sprawczość. Dzieci uczą się coś robić i od razu, namacalnie, widzą efekty swojej pracy. Nie jest to sprawdzian i ocena, albo nawet pochwała, jak w szkole, ale dostrzeżenie tego, że ja to zrobiłem, że to jest ważne. Trzeba pozwolić dzieciom się uczyć, nabierać doświadczenia, by mogły to wykorzystywać dalej w swoim życiu. W sklepie z biżuterią, żeby coś sprzedać lub dogadać się z obcokrajowcem, dzieci musiały znać podstawy matematyki czy angielskiego. Same też wykonywały kolczyki czy bransoletki, żeby móc zarabiać. Dostały motywację do działania. Nauka stała się czymś, co chciały chłonąć, żeby iść do przodu.
A.K.: Jeden z naszych projektów to „Piłka dla każdego”, który rozkręcaliśmy na Bydgoskim Przedmieściu w Toruniu. Tam zbierała się naprawdę trudna młodzież, opiekunowie mieli dużo obaw, co będzie dalej z tymi ludźmi. A teraz, po dwóch latach działania, mają tam drużynę piłkarską, młodzież pełną pasji i zaangażowania, ludzi, którzy chcą się spotykać.
Zbliżający się czas Bożego Narodzenia to chwile ciepła, radości, spotkań z rodziną. A jak przeżywają go dzieci z Wędki?
W.P.: Myślę, że duża część z tych dzieciaków nie lubi Bożego Narodzenia… Często w tym czasie dzieją się najgorsze sytuacje w ich domach. Jedna z dziewczyn mówiła mi, że tak bardzo pragnie, żeby mieć chociaż jeden okres w ciągu roku bezpieczny, w którym nie musi się bać. Dla innych jest to okres bliskości, a w jej głowie kłębią się najczarniejsze myśli. Dla wielu jest to bardzo trudny okres, bo nie są zaopiekowane emocje, kłótnie, nerwy, uzależnienia. I gdzie w tym wszystkim jest rodzący się Pan Jezus?
W jaki sposób przygotowujecie się do czasu Świąt Bożego Narodzenia?
Reklama
W.P.: Co roku przygotowujemy spotkanie wigilijne dla wszystkich związanych z Wędką – wierzących i niewierzących. Jest to dla wielu nauka szacunku i pokory, bo choć wielu wyznaje inne wartości, to muszą uszanować to, że odprawiana jest Msza św. i trzeba zachować powagę, ciszę.
Zapraszamy wszystkich, a to od ciebie zależy, czy wejdziesz w naszą przestrzeń i w przestrzeń wiary. Żeby upamiętnić, to, co podczas tych świąt wspominamy, ubieramy się odświętnie, są potrawy wigilijne, które przygotowują wolontariusze z dziećmi. W czasie Adwentu chętne osoby chodzą na roraty.
A.K.: Przygotowujemy z dziećmi ozdoby na choinki, stroiki świąteczne. To przestrzeń działania dzieci i rodziców przy pomocy wolontariuszy.
W.P.: Dodatkowo dzieci u nas piszą listy do Mikołaja. Mają trzy opcje. Prezent, który może sobie kupić sam ze swoich oszczędności, drugi, który mogą kupić rodzice, i trzeci, na który uważają, że nie będzie ich nigdy stać. W poprzednich latach okazywało się, że wszystkie te prezenty można było kupić i dać radość tym dzieciom.
Czy jakieś marzenie zapadło Wam najbardziej w pamięć?
A.K.: Jedna z naszych podopiecznych w swoim liście kilka lat temu, napisała, że chciałaby pójść do dentysty. To są rzeczy, o których my nawet byśmy nie pomyśleli.
Reklama
W.P.: Dziewczyna pełna kompleksów, a mama nie interesowała się tym faktem zupełnie. Ona nawet nie chodziła do szkoły, bo była wyśmiewana. Co ważne, przez te problemy z zębami wcale się nie uśmiechała. Udało się ją wyleczyć, założyć aparat, skończyła szkoły, ma stabilną pracę. Dostała zupełnie inne życie, polubiła siebie. Tak niewiele dla niektórych to może być dla innych ogrom pomocy i zachęta do zmiany. Ale do ludzi trzeba podchodzić indywidualnie, żeby rozwinęli skrzydła. Najważniejszym prezentem dla dzieci jest obecność i poświęcony im czas.
Pomagacie młodym inaczej patrzeć na świat. Dajecie nadzieję.
W.P.: Kiedyś śp. Krzysztof Liszcz powiedział nam, że jesteśmy pierwszymi dobrymi dorosłymi w życiu tych dzieci i ratujemy im życie, pokazując, że można inaczej funkcjonować w dorosłości. To dzieci, które są często z rodzin alkoholowych, gdzie jest bardzo słabo z emocjami i gdybyśmy nie stanęli na ich drodze, to stałyby się Dorosłymi Dziećmi Alkoholików. A kiedy im pokazujemy, że można inaczej rozwiązywać trudne sytuacje, ratujemy im życie. Jeden dobry dorosły w rodzinie, w której jest patologia, sprawia, że to dziecko jest uratowane. Każdy z nas może być takim dobrym dorosłym.
Jak można zaangażować się w pomoc dzieciom z Wędki?
W.P.: Możliwości jest wiele. Istnieje coś takiego jak Wędka im. Każdego Świętego, jest to duchowa adopcja dzieci z Wędki. Szukamy osób dorosłych, które będą się modlić za jedno dziecko. Jest to alternatywa dla osób, które chciałyby zaangażować się w pomoc na odległość. Mamy świadectwa, które pokazują, że dzieci omodlone wychodzą na prostą. Te osoby nie znają się nawzajem, ale doszło do kilku spotkań, które były pełne wzruszeń i pokazały nam wszystkim, że wiara, ofiarowane cierpienia mają sens i przynoszą owoce.
Przed Bożym Narodzeniem dzieci piszą listy do św. Mikołaja, o czym marzą, czego pragną. Potrzebujemy osób, które będą chciały i mogły pomóc nam finansowo lub materialnie w zakupie prezentów dla nich. Poszukujemy także wolontariuszy, którzy pomogą przy organizacji spotkania wigilijnego 13 grudnia w naszej sali w Toruniu, ale także tych, którzy chcieliby zostać z nami na dłużej. Wszystkie te akcje można znaleźć na naszej stronie internetowej: www.wedka.org.
