Reklama

Postsowiecka perełka

Kto stoi w miejscu, cofa się. To przypadek Ukrainy, której dystans nawet do krajów tzw. nowej Unii Europejskiej z roku na rok powiększa się. Na Krymie, dawnej sowieckiej riwierze, widać to szczególnie dobrze

Niedziela Ogólnopolska 1/2012, str. 32-33

Witold Dudziński

Jaskółcze Gniazdo - symbol Krymu

Jaskółcze Gniazdo - symbol Krymu

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Polak może tam przeżyć déjŕ vu. Jest jak u nas na początku lat 90. - siermiężnie, biednie, postsocjalistycznie. Ale jest też jak gdzie indziej na Ukrainie. Kramiki z mydłem, powidłem i z kwasem chlebowym. Sporo śmieci i brudu, rozpadające się domy i rozklekotane samochody. Wyłamuje się z tego obrazu chyba tylko bogaty, stołeczny Kijów.
Oczywiście, jeśli Krym uznać za Ukrainę, bo są co do tego wątpliwości, a mają je Rosjanie. Wskazują, że stanowią tam większość, że ich język dominuje, a sam Krym znalazł się na Ukrainie przypadkowo. Przekazanie półwyspu przez Nikitę Chruszczowa Ukraińskiej Republice Sowieckiej w 1954 r. (w podzięce za lojalność wobec państwa carów, w 300. rocznicę Ugody perejasławskiej - gdy Bohdan Chmielnicki zerwał z Rzeczpospolitą i poddał Ukrainę jurysdykcji Rosji) wydawało się nie mieć żadnego znaczenia. Nikt nie wyobrażał sobie, że w 1991 r. Krym wraz z Ukrainą wypadnie z dotychczasowej orbity.
Jednak tak się stało. Ale dla Rosji Putina nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. - Dla Kijowa Krym jest dziś wielkim problemem - mówi dr Wojciech Konończuk z Ośrodka Studiów Wschodnich. - A dla Rosji jest ważnym instrumentem wpływania na Kijów.

Mniejszość jest większością

Reklama

Choć oficjalnym językiem na Krymie jest ukraiński, wszędzie mówi się po rosyjsku. Szczególnie uderzające jest to w Sewastopolu, gdzie na kilkadziesiąt szkół tylko w jednej lekcje prowadzone są wyłącznie po ukraińsku. Na Krymie (większość półwyspu poza Sewastopolem i jego okolicą zajmuje Autonomiczna Republika Krymu) atmosfera jest wyraźnie postsowiecka i prorosyjska. Tam naprawdę trudno usłyszeć język Tarasa Szewczenki i Łesi Ukrainki. Ukraina jest tam... mało popularna.
- Krymscy Rosjanie są obywatelami Ukrainy, ale nie czują się nimi, nie chcą mówić po ukraińsku. Podkreślają, że są Rosjanami - mówi dr Wojciech Konończuk. - Krym zawsze był specyficznym, wymarzonym miejscem na emeryturę dla funkcjonariuszy sowieckich struktur siłowych. Mają oni charakterystyczną mentalność, w wyborach głosują na partie, które gwarantują im postawę prorosyjską. I co ważne, nie są mniejszością, lecz większością na Krymie - mówi dr Konończuk. Jest ich ponad połowa, tylko co czwarty obywatel Krymu to Ukrainiec.
Pod wieloma względami Krym nigdy nie odciął pępowiny łączącej go z matką Rosją. Wiele zakątków przypomina ZSRR z dawnych lat. Betonowe „leningrady”, rosyjskie okręty wojenne w porcie w Sewastopolu, tablice z sierpem i młotem na bramie tamtejszego parku Primorskiego ułatwiają życie w nostalgii za Sowietami. Szczególnie w Sewastopolu - mieście z ponad 2 tys. pomników, uhonorowanym Orderem Lenina i tytułem „Gorod Gieroj” dla upamiętnienia 250-dniowego oblężenia przez Niemców.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Garby przeszłości

Reklama

Krym mógłby być perłą w ukraińskiej koronie, ale stanowi co najwyżej przyjemność dla znawców. Jak twierdzą polscy specjaliści z branży turystycznej, mieszkańcy Krymu, Ukraińcy, zdają się nie wiedzieć, co mają. Oferta, którą dysponuje Krym, jest unikatowa. Żeby to stwierdzić, wystarczy impreza objazdowa, nawet taka, która prześlizguje się tylko po tamtejszych zabytkach i krajobrazach.
Powodów niewykorzystania możliwości jest sporo. Brak poważnych inwestycji w tutejszą infrastrukturę, nie tylko turystyczną, brak inwestycji w ukraińską gospodarkę w ogóle, biurokracja, korupcja, zazębiające się z garbem przeszłości, to chyba najważniejsze z nich.
Przeszłość wciąż nie daje na Krymie o sobie zapomnieć. Schroniła się we wszechobecnych tutaj sowieckich pomnikach, ulicach (m.in. bohaterów pracy, bohaterów bitew toczonych przez Armię Czerwoną, „wojny ojczyźnianej” i rewolucji). Najbardziej wszędobylski jest Lenin, patronujący głównym ulicom lub placom nie tylko w największych miastach.
Tym łatwiej mu patronować, że cała Ukraina jest uzależniona od dostaw gazu i ropy z postsowieckiej Rosji. Gdy w 1997 r. uznano, że rosyjska Flota Czarnomorska z siedzibą w Sewastopolu pozostanie w rosyjskich rękach do 2017 r., w zamian za „leasing” floty ogromny dług Ukrainy został zredukowany. W 2010 r. prorosyjski rząd przedłużył umowę najmu bazy o kolejne 25 lat. W zamian Rosja udzieliła Ukrainie rabatu na gaz. A prezydent Wiktor Janukowycz przedłużył sobie spokój, który prysnąłby jak bańka mydlana, gdyby sprawa stanęła na ostrzu noża.
Ale co gorsza, przeszłość skryła się też w głowach mieszkańców, z których niejeden, choć nie wierzy w powrót Związku Sowieckiego, to z pewnością za nim trochę tęskni. Były wtedy równość i porządek. A za lojalność wobec państwa czekały nagrody. Dziś po nagrodach nie ma nawet śladu.

Samozachwat w biały dzień

Krym wielokrotnie przechodził z rąk do rąk. Rządzili tu lub współrządzili Scytowie, Grecy, Rzymianie, Goci, Hunowie, Mongołowie i Tatarzy. W XVIII wieku Krym, niestabilny politycznie, był łatwym łupem dla Rosji pod panowaniem carycy. Rosjanie, budujący stolicę Symferopol i port wojenny Sewastopol, przystąpili też do nieudanej akcji przesiedlania tatarskiej większości.
Lepiej udało się to Stalinowi, który wysiedlił Tatarów do Azji Środkowej w latach 40. ubiegłego wieku pod pretekstem ich współpracy z Niemcami. Wywiózł ogromną większość, ok. 200 tys. ludzi, z których niemal połowa zmarła z głodu i chorób. Gorbaczow, który w 1989 r. pozwolił wracać Tatarom na Krym, spowodował chcąc nie chcąc pojawienie się kolejnego - jednego z wielu dziś na Krymie - problemu.
Samozachwat to zabór ziemi w biały dzień - metoda stosowana przez powracających po deportacjach krymskich Tatarów. Ziemi - jak tłumaczą - nie kradną, tylko odbierają. Nie można przecież ukraść czegoś, co własne. Tatar działkę ziemi leżącej odłogiem grodził, potem budował mikrodomek, przez Rosjan i Ukraińców nazywany kurnikiem. To miejsce pod przyszły dom, który stanie w miejsce tego niegdyś utraconego. Państwo kurników na ogół nie niszczy, udaje, że ich nie widzi, problem odkłada się na później.

Zostawione na później

Reklama

Na Krymie, jak w całej Ukrainie, wszystko wydaje się odłożone na później. Także ostateczne określenie tożsamości, z którą Krym od początku odzyskania niepodległości przez Ukrainę ma kłopot. Także sprawa Floty Czarnomorskiej, siły nie tylko militarnej.
- Flota jednoczy Rosjan, stanowi także centrum kulturalne - mówi dr Konończuk. - W Sewastopolu działa masa organizacji rosyjskich, umacniających obecność rosyjską na Krymie. Nie przyczynia się to do integracji Ukrainy, przeciwnie - rozbija jej integralność. Ktokolwiek by nie rządził, będzie miał z Flotą Czarnomorską kłopot.
Krym w mocarstwowej tradycji rosyjskiej odgrywał ważną rolę. - W rosyjskiej historii i mitologii sporą rolę odgrywają wojny krymskie, obrona Sewastopola przed Niemcami itp. - dodaje Konończuk. - Rosja zrobi wiele, żeby pozostała tam jej flota. Wiktor Janukowycz traktuje sprawę jako mało ważny problem, tymczasem jest zupełnie inaczej. Krym jest ważnym instrumentem wpływania Rosji na Ukrainę.
Na potem odkładany jest pomysł, jak przyciągnąć turystów z najbogatszych krajów Zachodu. Półwysep otoczony Morzem Czarnym - leżący na tej samej szerokości geograficznej co południowa Francja, z ciepłym klimatem, dyskretnym urokiem (a niegdyś również luksusem), które opisywały Krym, uznawany za klejnot w koronie Imperium Rosyjskiego, miejsce odpoczynku carskiej rodziny Romanowów, kurort elit politycznych - nie wykorzystuje swoich szans.

Dookoła wybrzeża

Walory turystyczne Krymu odkryli Rosjanie, którzy w XIX wieku zaczęli budować tu letniskowe posiadłości. Po rewolucji bolszewickiej zdecydowano, że będzie tu centrum odpoczynku dla mas pracujących. Tak stał się mekką radzieckich urlopowiczów. Niektórzy z urlopów nie wracali. Znajdowali tu pracę i zostawali. Zwłaszcza że zwolniło się miejsce po deportowanych Tatarach.
Zasobni turyści z Zachodu omijają Krym. Przypływają tu na wielkich statkach - na których zresztą najczęściej nocują - na krótko. Po dniu, dwóch, płyną dalej, wzdłuż wybrzeża Morza Czarnego. Byli już na wybrzeżu Bułgarii, Rumunii, w Odessie, teraz popłyną na kaukaskie wybrzeże Rosji, Gruzji, Turcji…
Nawet nie dowiadują się, że jest tu co oglądać, że warto zatrzymać się nie tylko w Jałcie, z promenadą, ciekawymi świątyniami, pałacem Emira Buchary i w Ałupce ze słynnym eklektycznym pałacem księcia Woroncowa. Że warto dotrzeć nie tylko do Livadii z pałacem Romanowów (gdzie w 1945 r. odbyła się tzw. konferencja jałtańska) i Gaspry z Jaskółczym Gniazdem, zamkiem na skale. Że warto pojechać do Bakczysaraju, odwiedzić pałac chanów i Czufut-Kale - dobrze zachowane skalne miasto. Że nie wolno ominąć Chersonezu, Ałuszty, Gurzufu, Massandry, Feodosji, Sudaku, niesamowitych Gór Krymskich i niezwykłego wybrzeża Morza Azowskiego. Turyści z zasobnymi portfelami nie zapamiętają Krymu, chyba że to, żeby nigdy już tu nie wracać. Trochę wygrywamy na tym my, turyści bez grubych portfeli, których stać tam nie tylko na tanie krymskie winogrona.

* * *

Nowy premier - stare problemy

Gdy na początku listopada 2011 r. premierem Krymu został Anatolij Mohylow, były szef Ukraińskiego MSW (kandydaturę wskazał prezydent Janukowycz, poparł krymski parlament), pojawiły się różne komentarze. Krymscy Tatarzy stwierdzili, że to prowokacja, przypominając, że Mohylow zwalczał ich społeczność, chwalił też Stalina, który podjął decyzję o ich deportacji.
Oleh Soskin z Instytutu Transformacji Społecznej z Kijowa przyznał, że zaostrzony zostanie kurs wobec Tatarów, którzy nie będą mogli liczyć na ustępstwa w kwestii zajmowania ziemi i ograniczony zostanie status krymskich Rosjan. - Krym ma być teraz ukraiński, a konkretnie, wrócić pod kontrolę władz centralnych - uważa.
Dr Wojciech Konończuk z warszawskiego OSW nie uważa tej nominacji za szczególnie istotną. - Kurs wobec Tatarów rzeczywiście może zostać zaostrzony, jednak o większej niż dotąd integracji Krymu z Ukrainą nie może być mowy - ocenia. Dotychczasowe próby integracji nie powiodły się. Dlaczego ma to się udać teraz?

2012-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

16 grudnia 1981 r. ZOMO zabiło górników z kopalni „Wujek” – strzały padły, gdy wydawało się, że jest po wszystkim

2025-12-16 07:24

[ TEMATY ]

stan wojenny

Wikipedia/Autor nieznany

Zomowcy podczas demonstracji w stanie wojennym

Zomowcy podczas demonstracji w stanie wojennym

16 grudnia 1981 r., od kul funkcjonariuszy plutonu specjalnego ZOMO zginęło dziewięciu górników kopalni „Wujek” w Katowicach. Strzały padły zaraz po tym, gdy górnicy wyparli napastników za bramę i wydawało się, że jest po walce.

Strajk w kopalni „Wujek” rozpoczął się 14 grudnia. Górnicy żądali odwołania stanu wojennego i uwolnienia Jana Ludwiczaka, szefa zakładowej „Solidarności”, który w nocy z 12 na 13 grudnia został zabrany przez milicję z mieszkania i internowany.
CZYTAJ DALEJ

Lublin: ABW zatrzymała studenta podejrzewanego o przygotowywanie masowego zamachu

2025-12-16 09:23

[ TEMATY ]

zamach

Adobe Stock

Prokurator przedstawił Mateuszowi W. zarzut dotyczący podejmowania działań przygotowawczych do przeprowadzenia zamachu terrorystycznego, który mógł skutkować śmiercią lub ciężkimi obrażeniami wielu osób – poinformowała we wtorek Prokuratura Krajowa. Wcześniej rzecznik koordynatora służb specjalnych Jacek Dobrzyński przekazał, że zatrzymany przez ABW jest studentem KUL.

Mężczyzna został zatrzymany 30 listopada przez funkcjonariuszy ABW „w trybie niecierpiącym zwłoki” w związku z zachodzącym podejrzeniem, iż przygotowywał on zamach terrorystyczny z użyciem materiałów wybuchowych.
CZYTAJ DALEJ

Rocznik Kościoła 2024: Ponad 75 proc. uczniów brało udział w lekcjach religii

2025-12-16 11:15

[ TEMATY ]

religia w szkole

Karol Porwich/Niedziela

W roku szkolnym 2024/2025 w lekcjach religii we wszystkich typach placówek edukacyjnych uczestniczyło 75,6 proc. uczniów. Najwyższa frekwencja była w diecezji tarnowskiej, a najmniejsza w archidiecezji warszawskiej – wynika z zaprezentowanych we wtorek danych Rocznika Statystycznego Kościoła.

Praktyki religijne stabilizują się: w 2024 r. dominicantes = 29,6%, communicantes = 14,6% (WZROST względem 2023 r.). Widać też wzrost communicantes względnego – w 2024 r. wyniósł 49,5%, co oznacza, że prawie co druga osoba obecna na Mszy św. przyjmuje Komunię. W latach 2018–2024 liczba księży inkardynowanych spadła o 6,4%, a posługujących duszpastersko w parafiach o 11,7%. Liczba alumnów diecezjalnych spadła r/r o 5,3%, a od 2018 roku o ponad 50%. Ubywa także sióstr w zgromadzeniach czynnych (od 2018 roku o ponad 2 tys.). Jednocześnie rośnie liczba diakonów stałych: z 99 (2022) do 109 (2024). Dane pokazują również silne zróżnicowanie geograficzne (m.in. najwyższe wartości w diecezjach tarnowskiej, rzeszowskiej i przemyskiej) oraz zmiany w liczbie sakramentów: m.in. mniej chrztów, ślubów i bierzmowań, co wiąże się z demografią i przemianami kulturowymi. W roczniku znajdziecie także dane o społecznym wymiarze Kościoła – np. o zabytkach nieruchomych w gestii parafii: to ponad 40,5 tys. obiektów, z których blisko 60% udostępniono do zwiedzania. ISKK
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję