Pomyśleć, że przez dłuższą chwilę wahałam się, czy spędzić weekend w podróży. Myśl, by zrezygnować, drążyło w mózgu to racjonalne „ja”. W domu zawsze znajdzie się coś do zrobienia, gotówkę zawsze warto oszczędzić. A pogoda? Ta ostatnio jest niepewna, żeby nie powiedzieć: pod psem, i do podróży nie zachęca, ba, nawet zdecydowanie do nich zniechęca. W końcu w piątek, rzutem na taśmę, podjęłam męską decyzję – jeśli uda mi się na ostatnią chwilę zarezerwować nocleg w Rudach, to znak, że mam jechać.
Reklama
Pokój czekał – w końcu jest już po sezonie, a zatem: szybki powrót z pracy, ogarnięcie mieszkania, pakowanie i w sobotę rano w drogę, czyli w śląską rajzę. Miejsce docelowe: pocysterski zespół klasztorno-pałacowy w Rudach Raciborskich, a po drodze przystanki z atrakcjami – tymi namierzonymi naprędce w piątkowy wieczór, ale i z tymi przypadkowo zauważonymi na trasie. Pałac rodu von Ruffer-Rother i jego zdziczały park w Rudzińcu, urokliwy zabytkowy kościół Świętej Trójcy w Rachowicach, zbudowany z inicjatywy Karola Józefa von Hoditza późnobarokowy pałac w Sośnicowicach, który, odrestaurowany, mieści dziś dom pomocy społecznej dla dzieci. Kiedy docieram do Rud, jestem już pełna wrażeń i choć odjechałam od domu nieco ponad 100 km, dopiero tu emocje sięgają zenitu. To moja druga wizyta w tym miejscu, dopiero druga, a czuję się, jakbym wróciła do domu. Znajome miejsce, gościnny i wygodny Dom Pielgrzyma, i piękno, o którym chcę opowiedzieć innym, ale za każdym razem nieco bezradna stwierdzam: to trzeba samemu zobaczyć.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Kiedy pierwszy raz odwiedziłam Rudy w sierpniu, obiecałam sobie, że wrócę tu polską złotą jesienią. Wróciłam. Dziś już wiem, że będę chciała tu wrócić zimą, a po niej wiosną – to mój prywatny program: Rudzkie cztery pory roku.
„Moje” Rudy. Winna im jestem artykuł, ale jeszcze we mnie dojrzewa, nie jestem ciągle gotowa, by opowiedzieć ich historię, oddać piękno i by emocje zamknąć w zdania, które na łamach są przecież policzalne. Dlaczego zatem o tym piszę? Bo chcę zachęcić do podróży – tych dużych, ale przede wszystkim do tych całkiem małych, do odkrywania tego, co blisko nas, tak blisko, że często przez długie lata, w pogoni za wrażeniami Grecji, Hiszpanii, Egiptu itp. nie potrafimy nawet dostrzec. W moim przypadku tym odkryciem wielkiego świata tuż obok jest Śląsk. To moje wypady za tzw. miedzę. Każdy jednak może mieć swoją „miedzę”, za którą odkryje świat pełen piękna, bogatej historii, odmiennych tradycji i pięknych ludzi.
